Przejdź do menu głównego Przejdź do treści Przejdź do wyszukiwarki

Artykuł

7
lis
2024

Transkrypcja do podcastu AŻ Dostępność. Miejska Biblioteka Publiczna w Przasnyszu

Ania Żórawska zaprasza do rozmów o dostępności.

Od wypadku, który mógł zatrzymać wszystko. Wypadku, który, większość odbiera jako „nieszczęście”, do roli dyrektorki. Kobiety sprawczej, zdeterminowanej i wyznaczającej sobie kolejne cele.

Małgorzata Sobiesiak jest Dyrektorką MBP w Przasnyszu. Jest też osobą poruszającą się na wózku, którą do bycia sprawczą prowadziło jedno zdanie „NIE WYOBRAŻAŁAM sobie, że nie…skończę szkoły, nie pójdę na studia, nie będę pracować”.

Zapraszam do rozmowy o tym, co pomaga i co przeszkadza we wdrażaniu dostępności. O strachu i barierach w głowach osób pełnosprawnych i z niepełnosprawnością oraz o działaniu w dostępności w oparciu o kompetencje i mocne strony.

 

Więcej o dostępności w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Przasnyszu:

https://mbpprzasnysz.pl/dostepnosc

 

Podcast zrealizowany w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

 

Zapraszam do słuchania!

Link do podcastu: SŁUCHAJ!

 

TRANSKRYPCJA PODCASTU

Ania Żórawska [AŻ]:

AŻ Dostępność do podcast o ludziach, którzy robią dostępność to szczere rozmowy o sukcesach, porażkach, byciu docenianym i poczuciu sprawczości w dostępności. Cześć, tu Ania Żórawska, zapraszam Cię gorąco do wzmacniania się w dostępności.

Małgorzata Sobiesiak, fantastyczna dyrektorka Miejskiej Biblioteki Publicznej w Przasnyszu, w którym właśnie jesteśmy więc w ogóle. Ja mam taką ogromną przyjemność, żeby odwiedzać tak wspaniałe osoby jak dyrektorka Małgorzata Sobiesiak i bardzo lubię to robić. Dlatego, że dzięki temu, że Jestem w danym miejscu, mogę też poczuć to miejsce, zobaczyć ją, poznać kontekst, na którym mi szczególnie zależy i dzisiaj Jestem właśnie z Małgosią, która jest dyrektorką, ale także zarządza dostępnością w instytucji jaką jest biblioteka. Małgosiu, jak to jest zarządzać dostępnością w bibliotece? Proszę, zdradź nam.

Małgorzata Sobiesiak [MS]:

Ja myślę, że w naszym przypadku to ten proces odbył się zupełnie naturalnie. Ja Jestem osobą, która porusza się na wózku, więc cały proces planowania projektowania nowej siedziby, planowania wydarzeń odbywał się w takim zupełnie naturalnym procesie.

Nie myśleliśmy o tym, jak sprawić, żeby budynek był dostępny, bo wiedzieliśmy, że on musi być dostępny. Nie zastanawiamy się nad tym, jak wydarzenia mają być dostępne, w jaki sposób one muszą być dostępne, więc po prostu to tak się dzieje.

AŻ:

No właśnie, ale jak zanim sobie rozpoczęłyśmy te rozmowy, to ja wiem, że właściwie byłaś naprzeciwko w urzędzie miasta i wtedy tam była wasza biblioteka. Podzielmy się tą historią ze słuchaczami. Jak wyglądało to wcześniej? Ten lokal?

MS:

Który był projektowany na potrzeby biblioteki.

Praktycznie nie był, no biblioteka wtedy była wypożyczalnią książek. Były tam podjazd była też winda w i nadal jest w urzędzie miasta natomiast. Trochę dziwne. Było to, że gabinet dyrektora biblioteki nie był dostępny. Trzeba było wejść po 2 schodkach, kiedy ja tam rozpoczęłam pracę trzeba było kuć ścianę, żebym mogła dostawać bez problemów do gabinetu?

AŻ:

I było to problemem dla Urzędu Miasta, żeby dostosować dla ciebie to miejsce?

MS:

Byłoby to problemem dlatego, że organizator, czyli burmistrz ówczesny bardzo chciał, żebym to ja była dyrektorką tej biblioteki i też zupełnie naturalnym było to, że jeżeli już.

Podejmuje tam pracę. To też muszę mieć dostęp do wszystkich pomieszczeń, które wtedy biblioteka zajmowała.

AŻ:

I jak to się stało, że z biblioteki w urzędzie miasta z tej wypożyczalni dostajesz siedzibę tutaj, gdzie jesteśmy, czyli właściwie naprawdę patrzymy dosłownie przez okno i widzimy urząd miasta. I jesteśmy, drodzy państwo tego państwa jeszcze nie wiedziało w byłym kinie i byłym teatrze.

MS:

To jest fantastyczna historia, którą uwielbiam opowiadać, ale w bardzo dużym skrócie opowiem to w ten sposób, że że mieliśmy taką potrzebę, tak jak powiedziałam wcześniej. Biblioteka, ówczesna biblioteka, ówczesny lokal, który zajmowała biblioteka, był szykowany na potrzeby wypożyczalni książek, więc tam była czytelnia, w której mieściło się 20 osób i wypożyczalnia, w której stały regały i właściwie żadnych wydarzeń większych nie mogliśmy tam zorganizować i była wielka potrzeba tego, aby zmienić tę siedzibę i znaleźć taki taki lokal taką przestrzeń, która, która byłaby i dostępna i w której mieściłoby się trochę więcej osób niż dwudziestoosobowa grup. Okna naszej wypożyczalni wychodziły na budynek, który znajduje się w centrum miasta w sercu miasta, jak my to mówimy, który nie był zagospodarowany, na którego zagospodarowanie było bardzo dużo pomysłów takich komercyjnych i żaden z tych pomysłów się nie urzeczywistnił. Budynek stał pusty, coraz bardziej niszczał, a my potrzebowaliśmy miejsca i pewnego jesiennego dnia, kiedy planowaliśmy wydarzenia na następny rok, bardzo mieliśmy taki problem, gdzie te wydarzenia zorganizujemy?

AŻ:

Padał deszcz…

MS:

Padał deszcz, było szaro, spojrzałam w okno, powiedziałam, no ale gdzie my to wszystko

zorganizujemy, gdzie my to wszystko będziemy robić i spojrzałam na ten budynek, który powiedział do mnie, “bierzcie mnie”.

AŻ:

Było Ci to po prostu Małgosiu pisane, dosłownie.

MS:

Myślę, że to było nam pisane nam jako zespołowi biblioteki, ale też mieszkańcom tego miasta, bo dzięki temu wydarzeniu, czyli dzięki tej rozmowie między nami a tym budynkiem, potem nastąpił ciąg fantastycznych wydarzeń. I finał był taki, że budynek, który wiele, wiele lat stał i niszczał, dostał swoje drugie życie. Wcześniej był tu teatr, zaraz po pierwszej wojnie światowej mieszczanie wybudowali ten budynek w bardzo zniszczonym mieście. Jako jeden z pierwszych nowych budynków, w którym zamarzyli, żeby stworzyć teatr i tutaj odbywały się spektakle amatorskie, ale też przyjeżdżali profesjonalni aktorzy.

Ale też ten budynek pełnił taką funkcję domu kultury. Tutaj odbywały się też takie społeczne spotkania polityczne, walki bokserskie się nawet odbywały.

AŻ:

Wow, to tego nie słyszałam wcześniej!

MS:

Tak, pierwsze seanse filmowe, a po drugiej wojnie światowej było tu kino też bardzo ważne miejsce dla lokalnej społeczności.

AŻ:

Kino Światowid.

MS:

Tak Kino Światowid i w dziewięćdziesiątych latach, kiedy kino upadło właśnie dlatego budynku nie znaleziono innego przeznaczenia i mamy taką teorię graniczącą z pewnością, że po prostu Duch tego miejsca.

AŻ:

Obronił się, sam bronił.

MS:

Tak, bronił się przed wszelkimi komercyjnymi zastosowaniami, bo budowano ten budynek po to, żeby ludzie stąd wychodzili z czymś, co nie jest materialne z czymś, czego nie da się zamienić na pieniądze?

AŻ:

Jak pięknie to powiedziałaś Małgosiu. Ja się pierwszy raz wzruszyłam, już słuchacze trochę, to wiedzą, że ja się wzruszam, ale taka już jestem.

Małgosiu, no i właśnie ta rola organizatora, bo to spotkanie nasze tutaj jest o sprawczości we wdrażaniu dostępności, o sprawczości, czyli o tym jak ty to zrobiłaś, że ta biblioteka jest dostępna i już powiedziałaś, że jesteś osobą poruszającą się na wózku.

No, ale znam też twoją historię, jak ci życie rzucało kłody pod nogi i ile barier miałaś w tym, żeby pójść na studia, żeby później pójść na praktykę później, żeby zdobyć pracę, żeby trafić nawet do biblioteki na praktykę, więc etap za etapem w twoim życiu był o barierach i jak to się dzieje w życiu u ciebie naprawdę, bo chcę jednak wziąć to z tej Twojej historii, że Małgosia Sobiesiak, która kiedyś chce tu, bo też mi to zdradziłaś przed naszą rozmową, która przychodzi do biblioteki miejskiej, chce być praktykantką i mówią jej, nie, bo jest remont, jeśli dobrze pamiętam staje się dyrektorką tego miejsca – Duszą tego miejsca i sprawia, że ono jest tak otwarte, piękne i zapraszam na moje social media zobaczycie, jakie to jest piękne miejsce, bo będzie to wszystko sfotografowane.

MS:

Wiesz co ja miałam wypadek w roku w 1977, czyli strasznie dawno temu, w latach siedemdziesiątych osiemdziesiątych nie było podjazdów, nie było wind. Wszędzie były bariery, które nawet się chyba nie określało barierami. Wtedy nie było osób z niepełnosprawnościami na ulicach mówiło się, że nie ma w ogóle w Polsce osób z niepełnosprawnościami, ale nie było ich widać dlatego, że po prostu nie wychodzili z domów, bo nie mieli jak. Ja byłam bardzo młodą dziewczyną, ja sobie nie wyobrażałam tego, żeby siedzieć w domu i patrzeć przez okno na świat. Wychodziłam z domu, wychodziłam dzięki swoim kolegom koleżankom, których miałam wielu i oni mnie wszędzie ze sobą zabierali do kina właśnie tego.

AŻ:

W którym dzisiaj jesteśmy, w bibliotece.

MS:

Na dyskoteki. Jeździliśmy na wakacje razem, więc nie wyobrażałam sobie, żebym nie poszła na studia, skoro oni też na te studia szli. Skończyłam liceum tutaj w mieście, które też nie było dostosowane i nadal nie jest i tam były 3 kondygnacje.

I też dzięki swoim kolegom, którzy mnie po prostu po tych schodach nosili na wózku, więc wymyśliłam sobie, że jednak pójdę na te studia, że może dam radę, że może tam też spotkam jakiś fajnych ludzi, którzy pomogą mi łamać te bariery i będą moimi podjazdami moimi windami.

AŻ:

Nie ma co tu ukrywać, drodzy państwo, bo Małgosia już też to opowiadała. To były czasy, że Małgosia po prostu była wnoszona przez tych wszystkich życzliwych kolegów i koleżanki, którzy nie widzieli barier, tylko po prostu chcieli dać rozwiązania.

MS:

No, niestety na studia się nie dostałam. Jak się później okazało, właśnie dlatego, że.

wówczas na Uniwersytecie Warszawskim były schody i to nie była uczelnia dostosowana do potrzeb takiej osoby jak ja, ale też myślę, że w głowach ludzi, którzy o tym decydowali, te bariery były chyba dużo większe niż te schody, więc poszłam do szkoły dwuletniej bibliotekarskiej, bo wymyśliłam sobie, że będę bibliotekarką, że przecież nawet na tym wózku to książki będę mogła podawać. Wówczas biblioteki były wypożyczalniami książek.

Dzięki znowu moim koleżankom skończyłam tę szkołę i moim kolegom, którzy znowu byli moimi podjazdami, moimi windami i też nie wyobrażałam sobie, że nie pójdę do pracy po to tę szkołę skończyłam, żeby pracować. 

AŻ:

Biorę sobie z tych twoich wypowiedzi, bo już któryś raz używasz dokładnie tego samego określenia, “nie wyobrażałam sobie, że nie…”

MS:

Dokładnie tak. Ja myślę, że to też jest. To nie jest tak, że osoby z niepełnosprawnościami czekają, żeby zacząć żyć do momentu, aż im się te bariery zlikwiduje mi się zlikwiduje schody, wybuduje podjazd, zamontuje windy. Trzeba sobie te bariery w swoich głowach zlikwidować samemu i po prostu wyjść do ludzi, niezależnie od tego, czy mamy ten podjazd, czy mamy tę windę. Kiedy się zaczęły pojawiać pierwsze podjazdy w różnych instytucjach? Nie wiem w dziewięćdziesiątych latach ja byłam bardzo szczęśliwa, bo myślałam sobie o tym, że w tym banku mnie chcą w tym banku pomyśleli o mnie.

AŻ:

Obie się wzruszamy teraz z Małgosią? Ha ha…Już nie jestem sama.

MS:

I wcale nie musiałam korzystać z tego banku na przykład, ale widziałam, że jest podjazd i że ja mogę bez pomocy innych. Ale żeby, nie wiem, skończyć szkołę, proste rzeczy, żeby skończyć szkołę, żeby zacząć pracę, wówczas w latach osiemdziesiątych, musiałam z tej pomocy innych skorzystać i też musiałam, nauczyć się, Może prosić, to jest złe słowo, ale sygnalizować, że potrzebuję pomocy mówić o tej potrzebie, sposób jasny, otwarty, naturalny. Nie katować się myślą, że ja korzystam z tej pomocy, bo bardzo często moi koledzy moje koleżanki mówili, że oni też korzystają dużo ze mnie z tego, że ze mną przebywają. Ja na przykład byłam bardzo dobra z polskiego, więc bardzo często wspierałam swoich kolegów w pisaniu wypracowań i to była taka wymiana.

Teraz to tak o sobie, tak o sobie myślę. Natomiast wtedy to nie, to już nie było takie interesowne, ale też nie byłam osobą, która tylko o tę pomoc…, tylko tej pomocy potrzebuje. Ja też czasami swoim kolegom, koleżankom byłam w stanie w czymś pomóc i to było też takie bardzo fajne, bardzo naturalne.

AŻ:

No właśnie i wrócę teraz do historii, którą znam, a którą trochę urwały my, czyli trafiasz na praktykę do biblioteki i pamiętam, co mi powiedziałeś, że ty już potrafiłaś pisać na maszynie. I dzięki temu wspierałaś koleżanki, które bardzo lubiły oddawać Ci dokumenty do przepisania.

MS:

Tak, tak, wtedy jeszcze nie było komputerów. Dopiero za jakiś czas weszły komputery i możliwość pisania dokumentów na klawiaturze komputerowej. Natomiast wtedy w latach osiemdziesiątych, to w powszechnym użytku były maszyny do pisania i umiałam na tej maszynie pisać i też wspierałam właśnie swoje koleżanki już na praktykach w przepisywaniu różnych dokumentów szkolnych, bo praktykę odbywałam w bibliotece szkolnej, dlatego, że tak jak wspomniałaś w trakcie nauki w szkole, niestety do biblioteki miejskiej publicznej tej, w której tych w tej chwili jestem dyrektorką na tę praktykę mnie nie chciano przyjąć.

AŻ:

Ale trafiasz właśnie do szkoły, tam jesteś na praktyce, a później walczysz o etat.

MS:

Tak. Nie przyjmowałam do wiadomości tego, że nie będę mogła pracować, że po tej szkole będę znowu taką wizję miałam straszną dla mnie wtedy, że będę siedzieć po prostu w domu i nie będę wykorzystywać tak tego potencjału, o którym wiedziałam, że mam.

I postanowiłam pracować. Trafiłam na praktyki do biblioteki szkolnej Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych, nie ponadgimnazjalnych, zawodowych wtedy jeszcze w Przasnyszu do pięknej biblioteki, gdzie był bardzo duża przestrzeń, gdzie mieściłam się wózkiem takim dużym wózkiem, którym wówczas jeździłam.

AŻ:

Bo teraz powiedzmy tym, którzy nas nie widzą, że kiedyś jeździłaś na takim wózku ortopedycznym, a dzisiaj jeździsz już na wózku aktywnym? 

MS: 

Tak, bo potem przyszły czasy, w których w Polsce także można było już korzystać z tych aktywnych wózków, ale jeszcze w osiemdziesiątych latach powszechnym użytku były tak zwane “ortopedie” i na tym wózku, właśnie skończyłam szkołę i zaczęłam pracę, ale zanim zaczęłam tę pracę, no to właśnie tak jak wspomniałaś, też była troszkę długa i kręta droga. Praktyki były, odbywały się w bardzo przyjemnej, bardzo fajnej atmosferze. Spotkałam cudowne osoby, które wówczas pracowały i w bibliotece, i w świetlicy szkoły, które przyjęły mnie bardzo serdecznie. I dzięki którym też mogłam właśnie pokazać swoje i umiejętności i swoje możliwości, że nie jestem osobą, która tylko siedzi i pije herbatkę i jest między ludźmi, bo tak było wtedy, no pójdziesz do pracy, to “będziesz między ludźmi”, ale że też mogę być osobą użyteczną po prostu.

AŻ:

Ja będę konsekwentna, i ..sprawczą.

MS:

Tak. I kiedy się okazało, że zwalnia się etat w tej właśnie bibliotece pomyślałam sobie, to jest fajne miejsce. Ja chcę tu pracować i po skończeniu szkoły złożyłam dokumenty w sekretariacie i podanie o to, że chciałabym po prostu pracować. No niestety dostałam odpowiedź, że nie ma etatu, a ja wiedziałam, że jest.

AŻ:

I zaczęła się walka…

MS: 

I zaczęła się, zaczęła się wojna z 3 schodami. Wtedy to było takie popularne też hasło “wojna z 3 schodami” i zaczęła się wojna z tymi barierami w głowach ludzkich.

AŻ:

No właśnie, powiedzmy, to nie chodzi o te 3 stopnie.

MS:

Nie, nie..

AŻ:

One są łatwiejsze w pokonaniu…

MS:

Wprawdzie tam do wejścia do szkoły były te 3 stopnie, do których potem, już po jakimś czasie zbudowano podjazd, ale on, to nie był problem. Problemem były właśnie bariery w głowach. Takie stereotypowe postrzeganie wówczas osób z niepełnosprawnościami, o których wtedy się mówiło “inwalidzi”. Chyba największą z tych barier był strach.

AŻ:

Strach tych osób.

MS:

Strach tych osób, tak. W jaki sposób poradzą sobie z taką osobą, czy są w stanie zapewnić warunki pracy. Zresztą no powiedzmy sobie szczerze, że jak kiedy zaczęłam pracować w szkole masowej na otwartym rynku pracy to zaczęłam pracować trochę nielegalnie, bo przepisy wtedy zabraniały osobom z niepełnosprawnościami pracowania nie w tak zwanych spółdzielniach inwalidzkich, tylko na otwartym rynku pracy.

AŻ:

Bo co miałeś w oświadczeniu?

MS:

W oświadczeniu miałam napisane “przeciwwskazania do pracy wszelkie wskazania żadne”, czyli tak naprawdę nie mogli…

AŻ:

Który to był rok?

MS:

Osiemdziesiąty szósty.

AŻ:

A ty jednak postanawiasz…

MS:

Ja postanowiłam pracować i.dopięłam swego. Zaczęłam pracować właśnie w szkole, na tym otwartym rynku pracy, pomimo tego, że jeszcze dodajmy Karta nauczyciela wówczas, w karcie nauczyciela był zapis o tym, że osoby z pierwszą grupą inwalidzką wtedy to tak takie osoby nie mogą pracować w szkole, bo “zaburzają uczucia estetyczne uczniów”.

AŻ:

Poważnie?!

MS:

Taki był zapis, tak. Więc ja wbrew tej karcie nauczyciela i wbrew temu orzeczeniu lekarskiemu zaczęłam pracować. I pokazałam chyba to i swoją postawą i tym jak pracuję, że że to nie jest prawda wszystko. te przepisy, to to nie w tę stronę mają iść i okazało się, że miałam rację, ponieważ już po kilku latach te przepisy zaczęły się zmieniać. Zaczęła funkcjonować ustawa o zatrudnieniu osób niepełnosprawnych. Kiedy myślę sobie o tych siedemdziesiątych osiemdziesiątych latach i myślę sobie o tych latach, które których teraz żyjemy, to naprawdę jestem bardzo wdzięczna losowi, Opatrzności za to, że właśnie to się w ten sposób zmienia. Nie jesteśmy, jeszcze nie żyjemy jeszcze w idealnym świecie, jeśli chodzi o bariery i jeśli chodzi o dostępność, ale bardzo, bardzo, bardzo dużo w tak krótkim czasie się zmieniło.

AŻ:

No właśnie i trafiasz do biblioteki. Jednak! Ile lat pracowałeś w szkole?

MS:

26

AŻ:

26 lat w szkole! Zaczyna się twoja, później, historia w bibliotece. I jak?

MS:

Wcześniej pełniłam funkcję radnej w Radzie Miejskiej i też troszeczkę obserwowałam działalność naszej biblioteki miejskiej. Wiedziałam, że to jest miejsce, instytucja, ludzie, którzy, którzy mają ogromny potencjał. Wtedy w Polsce zaczął funkcjonować program rozwoju bibliotek, który organizowała Fundacja Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego razem z Polsko-Amerykańską Fundacją Wolności. Jeszcze pracowałam wtedy w szkole i bardzo żałowałam, że ten program nie dotyczy bibliotek szkolnych, bo wiedziałam, że to jest dla mnie program. To to jest, to był to był. To jest program rozwojowy dla pracowników, dla dyrektorów, dla dyrektorek, pracowników bibliotek, który dodaje skrzydeł.

AŻ:

Zgadzam się!  Ja jestem absolwentką Szkoły Liderów Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności.

MS: 

Ja też. 

AŻ:

Aaaaa!!! Piąteczka! To tego nie wiedziałam przed naszym wywiadem. Przybijamy sobie piąteczkę!

MS: 

Dziesiąta edycja.

AŻ:

Piętnasta. Ty byłaś wcześniej!

No to jesteśmy w rodzinie, drodzy państwo, dlatego właśnie są emocje jeszcze większe. No właśnie i byłaś radną, pracowałaś w szkole, wiesz, że to jest miejsce dla ciebie i co tu się dzieje?

MS:

No i przychodzę do tego do tego miejsca, ale zanim tutaj fizycznie przyszłam, to oczywiście musiałam stanąć do konkursu, złożyć dokumenty, też było kilka rozmów z burmistrzem, organizatorem biblioteki. I to był chyba taki etap i pierwszy taki moment, w którym poczułam, że osoby decydujące o moim zatrudnieniu patrzą z perspektywy moich umiejętności mojej wiedzy, moich dokonań, a nie z perspektywy mojego wózka. Jestem do tej pory wdzięczna panu burmistrzowi, że nie zadał mi tego pytania, które mi wcześniej wielokrotnie zadawano. “A jak sobie pani poradzi na tym wózeczku?” To jest tak…Tak straszne pytanie, tak deprecjonujące osoby, że, że ta moja wieczność rzeczywiście była ogromna i zauważyłam.

AŻ:

Bo on nie zadał tego pytania?

MS:

Nie, nigdy. Pytał mnie o to, co umiem, co potrafię? Jak sobie wyobrażam tę instytucję, którą ewentualnie będę kierować? Jak sobie wyobrażam współpracę z pracownikami i dostałam pytanie o wózek, nie dostałam pytania o wózek także ze strony pracowników, z którymi się później spotkałam.

AŻ:

To, co już usłyszeliśmy, to wiecie, ale ja jeszcze wiem, że Małgosia współpracowała z Fundacją Aktywnej Rehabilitacji, wzmacniała dzieci i dorosłych w tym, żeby też starali się być bardziej samodzielni, bardziej sprawczy. Także tutaj uruchamiała pierwsze sztaby Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jesteśmy w biurze w gabinecie, właściwie pani dyrektor Małgorzaty Sobiesiak i wszędzie tutaj na ścianie wiszą plakaty albo dyplomy z finałów Wielkiej Orkiestry. Różne tytuły w rankingu bibliotek z gazety, między innymi Rzeczpospolita, więc naprawdę bardzo dużo tytułów, więc to są wszystkie twoje wykonania Małgosiu, bo ty powiedziałeś właśnie, że nie wyobrażasz sobie, że nie zrobisz tego wszystkiego i zrobiłaś i to jest twoja historia sprawczości, twoja historia dokonań, a ja cię poznałam po historii dokonań właśnie w projekcie “Dostępna biblioteka” w programie “PFRON. Kultura bez barier”. Co tam żeście zrobili w ramach tego projektu?

MS:

To było bardzo fajne przedsięwzięcie, które wspominamy bardzo dobrze. Przystąpiliśmy do naboru w ramach tego konkursu, bo chcieliśmy, żeby nasza instytucja była jeszcze bardziej dostępna. Wiedzieliśmy, że ona jest dostępna dla osób z niepełnosprawnością ruchową.

AŻ:

Bo co mieliście do tej pory właśnie jak weszłaś tutaj i zaczęłaś aranżować tę przestrzeń.

MS:

Tak, już na etapie projektu projektowania tego budynku wiedzieliśmy, że powinien być dostępny. Bardziej myśleliśmy, tak powiem interesownie, o osobach z niepełnosprawnością ruchową, czyli żeby nie było progów, żeby nie było barier Takich architektonicznych, czyli jeżeli mamy piętra, no to, że były tam był przynajmniej podnośnik windowy, żeby można było tam się dostać…

AŻ:

i jest!

MS:

Jest. Żeby nie było schodów, żeby była przestrzeń na tyle duża, żeby można było się poruszać swobodnie między regałami, na przykład z książkami. Więc wiedzieliśmy, że nasz budynek jest dostępny dla osób z niepełnosprawnością ruchową, ale …inne rodzaje niepełnosprawności.. od nich widzieliśmy dużo mniej. Chcieliśmy dowiedzieć się więcej. Chcieliśmy, żeby nasz budynek też był dostępny dla osób, na przykład, z niepełnosprawnością wzroku. I w tym obszarze aplikowaliśmy do program. Także w obszarze, który sprawił, że nasza filia, bo mamy jeszcze jedną placówkę w mieście, naszą filię na osiedlu takim dużym osiedlu mieszkaniowym. 

Ten lokal był wprawdzie dostępny dla osób z niepełnosprawnością ruchową, ale już wewnątrz lokalu bardzo było ciężko się tam poruszać i tam dzięki temu projektowi zrobiliśmy mały remont, który sprawił, że ta przestrzeń zrobiła się dużo bardziej przyjazna dla osób, które poruszają się na wózkach, ale też dla osób starszych.

AŻ:

A dla osób niesłyszących, co macie?

MS:

Mamy pętle stanowiskowe, indukcyjne w oddziale dorosłych i w oddziale dla dzieci i młodzieży. I też myślimy o tym obszarze? Złożyliśmy też teraz wniosek do programu, który już będzie realizowało Narodowe Centrum Kultury. Na szkolenia, które będą się odbywały w ramach tego programu, żeby też jeszcze więcej się dowiedzieć o tych obszarach, w których jeszcze może mamy zbyt mało wiedzy. Powiem tak, biblioteki są dla wszystkich i chcemy, aby w tym naszym miejscu wszyscy czuli się naprawdę dobrze, naprawdę bezpiecznie i i po prostu będziemy etap za etapem, krok za krokiem do tego dążyć.

AŻ:

Ja wszystkich zapraszam do Przasnysza, do tych cudownych osób, do Małgosi i do całego zespołu, bo naprawdę ja wiem, że osoby, które mieszkają w Mławie, przyjeżdżają tutaj wypożyczać książki, a nawet usłyszeliśmy od Tomka, którego pozdrawiamy, także z Warszawy. Małgosiu zmierzamy powoli do końca, ale chciałabym powiedzieć, że dla mnie Twoja cała twoja historia, osobista i Twojej drogi, do bycia tutaj dyrektorką, do tego, co zrobiliście i robicie jako zespół, tym, jakie tutaj też rozwiązania wdrożyliście jest historią sprawczości, i twoją osobistą i twoją taką zawodową i chciałabym się Ciebie spytać, co przeszkadza w sprawczości we wdrażaniu dostępności, ale ty możesz też mówić ze swojej perspektywy, bo jesteś też odbiorczynią dostępności. Co przeszkadza?

MS:

Tak naprawdę to bariery w głowach, ale w bariery w głowach, po obu stronach. Bariery w głowach, czyli strach, ale strach jest zwykle powodowany czymś, czego nie znamy. Jeżeli zrobimy ten krok, to ten strach znika i ten lęk znika i znikają też te bariery i nie ma wtedy takiego myślenia, że nie zrobię, że coś jest nie dla mnie, że coś jest nie do pokonania. 

Ten strach też jest w głowach osób z niepełnosprawnościami, jak mnie przyjmą, czy będę się dobrze czuła, czy sobie poradzę, czy mi ktoś pomoże? Często nie umiemy w jasny naturalny sposób prosić o tę pomoc i tej pomocy przyjmować, że jest problem z przyjmowaniem pomocy. Dlaczego? Przecież ja też mogę…

AŻ: 

Coś dać…

MS:

Coś dać komuś?

Nie wiem, nawet to, że ten ktoś się dobrze poczuje, że mi pomógł, to jest dobre.

I nigdy tego nie odbierałam w kategoriach takich, że nie wiem, że to jest litość, że jakieś takie złe, złe emocje. Każdy z nas czasami potrzebuje pomocy i fajnie, jeżeli umiemy o tym pomoc poprosić, albo nawet nie powiem poprosić, tylko informować o tym, że potrzebujemy pomocy. To jest …naprawdę ułatwia życie i nam, i tym, i innym osobom likwidujemy najpierw te bariery u siebie w naszych głowach, w naszych sercach.

Sprawiajmy, że ten lęk strach przed nieznanym będzie mniejszy. Róbmy ten pierwszy krok do siebie. 

Tak naprawdę, to jesteśmy po prostu ludźmi, niezależnie od tego, jak ktoś się porusza, na czym się porusza. Też, kiedy wcześniej rozmawiałyśmy, powiedziałam coś takiego, co też ci się spodobało. Mówiłam, że “kółka dają wolność” i ja nie traktuję swojego wózka, jak nieszczęścia. Nie mówię o swoim wypadku “nieszczęśliwy wypadek”, bo ja nie wiem, jak wyglądałoby moje życie, gdyby nie ten wypadek. Może byłoby dużo gorsze. Nie wiem tego! Nie wiem, może by było dużo lepsze…Mam tu życie, które mam.

I ono jest jedno jedyne i starałam się i staram przeżyć je jak najlepiej, jak najfajniej robić te kroki, czasami zaciskać zęby wtedy, kiedy wiem, że to jest trudne, ale wiem, że muszę to po prostu zrobić.

Zabierać ze swojej głowy, ze swojego serca te te bariery i …i to działa, działa, działa, działa.

AŻ:

To ja tylko dopowiem jedną rzecz, że my wcale nie rozmawiałyśmy wtedy o osobach poruszających się na wózku, jeśli chodzi o “te kółka dają wolność”, drodzy państwo, a o regałach z książkami, ponieważ…

MS: Które są na kółkach…

AŻ:

Małgosia z zespołem zaplanowali przestrzeń, niewielką, jak to w bibliotekach taką, żeby była mobilna, żeby można było te regały przesuwać tak, żeby pracowników kręgosłupów nie obciążać i tak dalej, więc regały sobie z tej sali wyjeżdżają do mniejszej sali i nagle po prostu przestrzeń jest wolna! Może wejść do biblioteki w Przasnyszu 150 osób i wziąć udział w spotkaniu autorskim. Tych wydarzeń, tutaj w bibliotece, dzieje się mnóstwo. Bardzo dużo jest projektowanych dla osób w każdym wieku. I to wszystko jest właśnie wasza praca, przy twoim zarządzaniu, a już właśnie jak mówimy o zarządzaniu, Twoim pani dyrektorko Małgorzato. Czy cokolwiek przeszkadza w byciu sprawną dyrektorką? 

MS:

Nie.

AŻ:

Nie…To się nazywa odpowiedź. “Nie” i kropka.

MS:

Nie, ja chcę powiedzieć, że ja mam świetny zespół, z którego jestem dumna. Ile?

AŻ:

Ile osób? Powiedz.

MS:

14 i tak naprawdę nie jestem aż tak dumna z tego budynku, który wybudowaliśmy.

Z tej oferty, którą mamy bardzo ciekawą. Ja jestem najbardziej dumna z tego zespołu, z tych ludzi, którzy działają, którzy współpracują ze sobą. 

Jestem dumna z tego, że wypracowaliśmy taką metodę współpracy, która, w której wszyscy czują się dobrze. Pracujemy… nasza metoda, to jest pracowanie na mocach, czyli w każdym znajdujemy to, co jest najlepsze. W każdym znajdujemy pasje, które może tutaj przekuwać na różne działania i dzięki temu, myślę i nie tylko myślę, mam taką pewność, bo ludzie o tym mówią, zespół o tym mówi, że przychodzą do pracy z radością, z przyjemnością na pewno nie bez na pewno bez stresu. I mogą tutaj realizować właśnie swoje pasje, swoje zainteresowania.

I to pracowanie na mocach też daje efekty, bo przy, no nie ukrywajmy! niewielkich zarobkach, jakie są w bibliotekach, przychodzenie do pracy z przyjemnością, współpraca, wymyślanie bardzo różnorodnych działań, wydarzeń i realizowanie tych wydarzeń. No to to to, to jest wyczyn. Myślę, to jest wyczyn i jestem bardzo dumna z tego zespołu i to jest chyba taki wydaje mi się, jako dyrektorki, największy sukces, że możemy tutaj ze sobą tak być i tak pracować, żeby efekty tego mogli odczuć nasi mieszkańcy, przychodząc tutaj do nas i ciesząc się, że znowu jest jakieś fajne wydarzenia, na które oni mogą przyjść i z którego wychodzą też zadowoleni.

AŻ:

Ja to potwierdzam, choć mieszkanką Przasnysza nie jestem, to czuję, że wy się tutaj lubicie, że wy się szanujecie, wy się cieszycie tutaj, drodzy Państwo, jak byłam z wizytą studyjną przed chwilką właściwie to na ścianach takich przesuwnych też, żeby właśnie zwiększyć przestrzeń albo ją zamknąć, gdzie dzieci pracują, wiszą zdjęcia. A na tych zdjęciach prezentują się pracownicy biblioteki, ale nie w strojach zwykłych, codziennych, tylko wcielają się w postaci z bajek, w pięknych strojach. I obiecuję wam, że poznacie zdjęcie Małgosi, bo jest tam królową w przepięknej takiej w ogóle, w niebieskiej, fioletowej sukni powłóczystej, w koronie, żeby nie było jak z baśni i to są fantastyczne zdjęcia, które opowiadają się i mnie dorosłej osoby, ale myślę dzieciom jako przyjazna przestrzeń. Jako miejsce, do którego chce się przychodzić, gdzie właśnie pracownik nie jest straszną osobą. Bo ja niestety u siebie, No taką sobie mam panią bibliotekarkę, ale dlatego jestem zachwycona tutaj absolutnie wami i jeszcze jedna rzecz, a propos tego, co widzę, gdzie byśmy tutaj nie poszły dzisiaj podczas tej wizyty, a Jestem tutaj z moją koleżanką – Olą Szorc, która jest osobą, która korzysta z aparatów słuchowych, to każdy znał odpowiedzi na dostępność, każdy chciał nas tutaj wesprzeć, pokazać co macie.

Widzę, że mimo że nie ma koordynatora dostępności, bo nie musi być w bibliotekach i też jest na tyle mały zespół, że tak jak powiedziałeś, Małgosiu się tymi kompetencjami, naturalnie dzielicie i wszyscy pracujecie na to, żeby ta dostępność tutaj pracowała i ja potwierdzam, że my to widzimy i zdaliście dzisiaj test absolutnie dostępności.

MS:

Dziękujemy, dziękujemy. Myślę, że to też wynika z tego, że pracujemy zespołowo i jeśli chodzi o dostępność, jeżeli mamy jakiekolwiek szkolenia, uczestniczy w nich cały zespół. Cały zespół też jest informowany i wdrażany w różne rozwiązania, które mamy tutaj, jeśli chodzi o dostępność, więc wszyscy mamy opracowane zasady prewizyty, zasady asystentury.

Każdy pracownik jest przeszkolony i każdy pracownik ma takie umiejętności, które pozwalają mu na to, żeby, gdy pojawi się nas osoba z niepełnosprawnością, albo osoba, która w ogóle potrzebuje jakiegokolwiek wsparcia, jesteśmy w stanie tego wsparcia udzielić, a jeśli nie, to wiemy, gdzie tego, tej wiedzy szukać. O tak.

AŻ:

Małgosiu na koniec czego sobie życzysz, w tej dostępności?

MS:

W tej dostępności ja to sobie życzę tego, o czym mówiłam, żebyśmy starali się likwidować te bariery w naszych głowach, w naszych sercach. Wtedy będzie naprawdę nam dużo, dużo łatwiej likwidować te bariery w naszym otoczeniu i tak naprawdę ten uśmiech. Tak naprawdę ta rozmowa, taka zwyczajna. Zadawanie pytań i odpowiadanie na nie. Tak czasami likwiduje te bariery, że aż ten trzask słychać

AŻ:

A więc otwartych głów.

MS:

Tak.

AŻ:

Wrażliwych serc.

MS:

Tak.

AŻ:

I działań, czyli tej sprawczości. 

MS:

Tak.

AŻ:

Dziękuję ci Małgosiu, to była ogromna przyjemność, zaszczyt. No i cały czas przeżywam to, że jesteśmy obie po szkole…

MS:

Szkole Liderów.

AŻ:

Dziękuję ci Kochana. Powodzenia też w waszych działaniach. Małgorzata Sobiesiak, Miejska Biblioteka Publiczna imienia Zofii Nałkowskiej w Przasnyszu.

Dziękuję ci za wysłuchanie podcastu, AŻ Dostępność, który realizuje w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Zapraszam Cię do kolejnego odcinka oraz do dołączenia do Sieci Liderów i Liderek Dostępności.