Przejdź do menu głównego Przejdź do treści Przejdź do wyszukiwarki

Artykuł

5
paź
2024

Transkrypcja do odcinka nr 7 podcastu STUDIA ROCK’AD’ROLL

„STUDIO ROCK’AD’ROLL – Podcasty o muzyce bez barier” to podcasty nagrane w ramach projektu ROCK’AD’ROLL realizowanego przez Fundację Kultury bez Barier. W cyklu rozmów odnajdziecie wątki dotyczące udostępniania muzyki osobom g/Głuchym i niewidomym. Będziemy mówić o potrzebach tych grup, jak i ich doświadczeniach. Rozmowy prowadzi Roberto Więckowski – Wiceprezes FKBB i wielki fan muzyki.

W siódmym odcinku Roberto rozmawia z Bovską – polską wokalistką, autorką tekstów, kompozytorką, performerką, a także ilustratorką i graficzką. W edycji Rock’AD’Roll 2022 Bovska wystąpiła na scenie w Opolu w duecie z Krzysztofem Kawałko.


Zapraszamy do słuchania!
Tytuł odcinka:
To miało wielką moc – rozmowa z Bovską.

Link do podcastu: SŁUCHAJ!

 

TRANSKRYPCJA ODCINKA NUMER 7

[intro – muzyka rockowa]

Studio Rock’AD’Roll. Podcasty o muzyce bez barier.

Robert: Cieszymy się – no, nie ma co ukrywać, że się cieszymy, bo kolejne spotkanie z Magdą „Bovską” Grabowską to zawsze jest radość. Parę miesięcy już minęło, od kiedy graliśmy koncert dostępny. Ty grałaś, a my go udostępniliśmy. Pytanie do ciebie, bo gdzieś tam ta dostępność zaczyna gościć na scenach. Natomiast dla ciebie, która już to przeżyła: co jest trudne z perspektywy artystki, która decyduje się na takie rozwiązanie, a potem gra taki koncert? Pamiętasz te trudne chwile?

Bovska: Bardzo się cieszę, że mogłam zagrać ten koncert. Od tego ma powinnam zacząć. Jeszcze się przywitać. Dzień dobry. [śmiech] A po drugie to szczerze mówiąc, ja nie miałam poczucia jakiegoś trudu, bo ja wykonywałam swój repertuar, który znam. Wykonywałam go w duecie, więc to była taka materia może prostsza z jednej strony niż cały skład, z którym występuję, a z drugiej strony bardziej kameralna. Która pozwala w pewnym sensie na to, by właśnie słowo wybrzmiało. A z drugiej strony też głos jest wtedy bardziej na pierwszym planie. 

Dla mnie był to raczej taki fascynujący proces zapoznania się z tłumaczami i zrozumienia, na czym polega specyfika takiego koncertu i tego, by rzeczywiście ten koncert stał się dostępny i by ta muzyka mogła wybrzmieć w sposób dostępny dla osób Głuchych. Warunki koncertowe były wspaniałe, bo ta sala też ma swój klimat, tam w Opolu. No i przede wszystkim właśnie kontakt z językiem migowym i z tym, że pewne rzeczy, które w tekstach są nieoczywiste… Są rzeczy, o których najpierw trzeba porozmawiać. Bo przecież tłumaczenie tekstu piosenki, która operuje pewnym skrótem myślowym, symbolem czy metaforą, jest po prostu trudne i trzeba mieć do tego myślę, talent. Bo na przykład miałam doświadczenia różne z tłumaczeniem piosenek najróżniejszych na język angielski. Nie każdy jest w stanie to poczuć. Tak że to też trzeba poczuć. No i fajne jest to, że każdy tłumacz, z którym… Tłumacz albo tłumaczka, z którymi pracowałam, miał też jakby swój styl wypowiedzi. Miałam takie poczucie, że to z jednej strony jest jeden język, a z drugiej strony każdy dodaje do tego swoje emocje, swoją mimikę i to też zmienia wyraz. I dla mnie to było superciekawe, że ja mogę być na scenie właśnie z tłumaczem, który jest częścią też tego performance, które się odbywa. Tam tłumacz nie był z boku, tylko był częścią tego performance. I mi się to właśnie najbardziej podobało.

Robert: To zacznijmy najpierw od tego tłumaczenia, które być może nie jest takie oczywiste. Mówisz o tym, że spotykałaś się już z tłumaczeniami piosenek na język angielski. Czytałaś i wiesz, że to nie do końca jest to. Czy byłaś w stanie zweryfikować to tłumaczenie na polski język migowy, że to rzeczywiście jest to? Jesteś autorką tekstów. Wiadomo, że te słowa są dla ciebie ważne, no bo akurat ich użyłaś. A tutaj przychodzą dziewczyny, przychodzą chłopaki, tłumaczą i co wtedy – wierzysz po prostu im?

Bovska: Muszę im uwierzyć, bo nie znam języka migowego. A z drugiej strony widzę, jakie wkładają w to emocje. I widzę też ich ekspresję, bo też całe ciało pracuje. Oni trochę jakby tańczą w tym wszystkim i ta ekspresja – wydaje mi się, że też bardzo dużo mówi osobie, która patrzy. Ja na przykład właśnie tak emocjonalnie odbierałam ten język, jak spoglądałam na tłumaczy. Mimo wszystko jest to język zakodowanych symboli najróżniejszych, których nie rozumiem. Można by było się go nauczyć tak jak angielskiego, prawda?

Robert: Pewnie można by było. Obecność tłumacza, tłumaczki języka migowego na scenie przeszkadza?

Bovska: Nie no, absolutnie nie przeszkadza. W życiu! [śmiech] Nie mam więcej nic do powiedzenia na ten temat. W ogóle nie przeszkadza i koniec. Wręcz przeciwnie. Uważam, że właśnie dodaje. Na scenie może być miejsce dla każdego. Nawet… Zdarzyło nam się potem grać na gali razem i spotkać ponownie z tłumaczkami. Tam skład zespołu był zdecydowanie większy. To były zupełnie inne okoliczności, duża scena. Tam tłumacz stał bardziej z boku, bo akurat taka była przestrzeń. Tak było to wymyślone przez organizatorów. Ale ja też mogłam podejść do tłumacza. Bo to jest też inaczej, prawda? Jeśli ja i tak się skupiam na swoim wykonaniu, to nie ma dla mnie znaczenia, że obok stoi tłumacz i tłumaczy, w kontekście mojego występu. Bo ja po prostu staram się jak najlepiej wykonać swoją pracę, tak samo jak tłumacz swoją. Tłumacz jest performerem i po prostu to jest fakt. I to jest super, mi się to podoba.

Robert: To mamy posprzątane. Przejdźmy do drugiej twojej działki, może nie tak ważnej jak muzyka. Może tak samo ważnej, tylko mniej się z nią spotykamy. Twoje grafiki, twoja działalność artystyczna. Poprowadziłaś zwiedzanie z audiodeskrypcją i sama audiodeskrybowałaś na żywo. Czy to było trudne?

Bovska: [śmiech] No, trzeba jeszcze dodać, że byłeś obecny tam, więc to ja powinnam ciebie zapytać, jak sobie poradziłam. Szczerze mówiąc, to było wyzwaniem dla mnie. Dlatego, że w ogóle dla mnie to było… Bo tak, to była moja wystawa i ja musiałam opowiedzieć o tej wystawie. Sam fakt w ogóle opowiadania o własnych pracach wizualnych dla mnie był nowy, bo ja… Oczywiście to nie był mój pierwszy w życiu wernisaż czy tam po prostu jakieś opowiadanie o swoich pracach. Natomiast dużo częściej opowiadam o muzyce, więc jestem już nauczona, a tutaj jednak musiałam opowiadać o tym języku wizualnym z jednej strony. I z drugiej strony opowiadać, wyobrazić sobie, od czego w ogóle powinnam zacząć, opowiadając to komuś, kto tego nie jest w stanie swoimi zmysłami zobaczyć. Czyli muszę mu swoimi zmysłami, tak jak ja to odbieram, opowiedzieć te prace. I szczerze mówiąc, to dla mnie było coś zupełnie nowego i to było dla mnie bardzo w jakiś sposób odkrywcze, bo sama inaczej spojrzałam na własne prace.

Robert: Autorzy, autorki audiodeskrypcji często mówią o tym, że nigdy nie oglądają niczego tak dokładnie, jak w momencie, kiedy muszą przygotować audiodeskrypcję. W momencie, kiedy wiedzą, że ktoś, kto nie widzi, czeka na ich słowa.

Bovska: No właśnie. Są pewne rzeczy oczywiste, które jeśli ktoś widzi, to nie musi o nich mówić. Przechodzi się np. do samego wyrazu artystycznego czy opowiada o technice, a tutaj właściwie należy zacząć od formatu, kształtu, faktury i jakby takich… Dla mnie to było – nawet dzisiaj o tym myślałam, że to dla mnie było takie doświadczenie, które gdzieś we mnie pozostało, szczerze mówiąc. Jakoś tak, no nie wiem, przeżyłam to.

Robert: Recenzja. Nie pamiętam, czy już o tym rozmawialiśmy. Poszło ci bardzo dobrze. Ja w ogóle bardzo lubię takie naturalne zwiedzania i w momencie, kiedy ktoś wie, o czym opowiada, zna te prace, a jednocześnie nie boi się dzielić samym sobą. Bo u ciebie to też było dzielenie się samą sobą, prawda? Nawet poprzez te opisy.

Bovska: No tak. Bo ja jak nikt inny wiem o tych pracach coś i znam np. kulisy ich powstania. Czy wiem, kiedy powstały. Oprócz tych takich stricte technicznych rzeczy i tego, co one przedstawiają. No i też fajnie, bo były obiekty w kontekście płyt. A uważam, że zwłaszcza ta płyta, która jest pop-upem i ma tę wystającą formę – ona właśnie jest totalnie do dotykania, jest przestrzenna. Dla mnie to było naprawdę superciekawe doświadczenie. Wcześniej, jak chyba wysyłałam wam jakiegoś maila, nie do końca potrafiłam sobie wyobrazić, co ja powinnam napisać. Dopiero to doświadczenie pozwoliło mi zrozumieć. I teraz chyba łatwiej by mi było napisać już, co ja bym chciała powiedzieć, żeby wam, żeby np. tobie pokazać, co to jest za obrazek.

Robert: Jak my długo trzymaliśmy kciuki za to, żebyś się zgodziła! Jaka była wielka radość, kiedy się zgodziłaś.

Bovska: Chętnie to powtórzę, jak będzie taka okazja, np. jakiejś kolejnej wystawy. Uważam, że to jest wartościowe bardzo doświadczenie. Też dla mnie, jako dla twórcy, szczerze mówiąc, naprawdę.

Robert: Magda, czy w świecie artystycznym, w świecie muzyki, w świecie grafiki mówi się o dostępności?

Bovska: Nie. Uważam, że jest to temat mocno nieobecny. Ja np. wcześniej nie spotkałam się z taką potrzebą np. tłumaczenia koncertu. Jeśli chodzi o wystawy, no to nie miałam jakoś tak bardzo dużo doświadczeń, jeśli chodzi o wystawy swoje własne, różne też zbiorowe. Brałam udział w najróżniejszych wystawach zbiorowych, ale ten temat nigdy właściwie nie był poruszany. No chyba że w kontekście samej przestrzeni, np. dostępności dla osób na wózkach. To już te normy wszystkie instytucje kultury zaczynają spełniać powoli, prawda? Tak, żeby to było dostępne. I chyba w tym kontekście tylko bardziej się o tym myśli.

Robert: To co sprawiło, że się zgodziłaś na naszą propozycję i weszłaś tak w ogóle na 100%? Nawet na 200%, bo zaczęło się od koncertu. Potem wystawa. Teraz jeszcze ta rozmowa – i tak, no i jesteś.

Bovska: Nie wiem. Wydaje mi się, że to jest… Wiesz, ja mam takie podejście do życia, że jak przychodzi do mnie jakaś propozycja – a to była propozycja z waszej strony – no to ja zawsze zastanawiam się. I stwierdziłam, że to jest wspaniałe. Dla mnie każde doświadczenie muzyczne jest czymś, co mnie buduje. I dla mnie zaproszenie mnie do koncertu, w którym mają powstać tłumaczenia moich tekstów na język migowy, to jest jakieś ogromne wyróżnienie. Ja to potraktowałam jako wyróżnienie i po prostu możliwość jakiegoś nowego doświadczenia. 

Ten koncert, który zagrałam w Opolu, był bardzo emocjonalny. Wiesz, kiedy ja widzę łzy w oczach moich odbiorców, kiedy ja, stojąc na scenie, sama po prostu praktycznie… Bo te emocje działają w dwie strony. My wszyscy jesteśmy jakimiś istotami, które wytwarzają energię. I nagle tworzy się na koncercie jakaś niezwykła energia i właśnie takie koncerty się zapamiętuje. I to jest jeden z takich, które ja zapamiętam. Przede mną byli ludzie, którzy naprawdę chcieli mnie posłuchać i mieli w sobie wrażliwość, by tą muzykę odbierać. I chcieli tego. To jest naprawdę dla mnie wyróżnienie śpiewać przed taką publicznością i szczerze każdemu życzę, żeby jak najwięcej miał takich spotkań.

Robert: Emocje! To wróćmy do tego koncertu, do tych emocji. Tam była piosenka – my od razu o niej sobie bardzo mocno rozmawialiśmy, bo wtedy chyba po raz pierwszy my, jako osoby z fundacji, spotkaliśmy się z „Wielką ciszą”. Teraz ona jest już na płycie. Jak to jest z tą płytą? Już parę recenzji się pojawiło. Już mamy za sobą kilka miesięcy, odkąd istnieje ta płyta. Przed nami wakacje, będzie można jej posłuchać na żywo. Ta płyta jest jeszcze dla ciebie takim materiałem, który jeszcze przeżywasz, czy już zaczynasz myśleć o czymś nowym?

Bovska: Ja przeżywam bardzo tę płytę jeszcze. Ona wyszła 3 marca, więc te pierwsze 3 miesiące po tym, jak ona wyszła, to był bardzo dla mnie intensywny czas. Ja praktycznie nie zdążyłam jeszcze się wyhamować i zatrzymać się, a już wpadłam w wir koncertów. Miałam bardzo też dużo rozmów na temat tego albumu, o czym są te piosenki. To jest taki czas dla mnie, kiedy ja zupełnie nie mam przestrzeni na tworzenie. Bo to jest taki czas, kiedy ja bardzo dużo tej energii z siebie oddaję. 

Myślę, że właśnie teraz powoli przychodzi taki moment, kiedy… Jest lato. Ja w ogóle lato traktuję tak bardzo… Dla mnie lato to nie jest bardzo twórczy czas, tylko czas doświadczania. Bo jest ciepło i jakoś tak łatwiej jest żyć. I przez to, że łatwiej jest mi żyć, to ja lubię spotykać się z ludźmi, gdzieś wyjechać, doświadczać rzeczy. Czerpać inspirację, żeby sobie je najchętniej jesienią… Zacząć więcej skupiać się już tak bardziej na wewnętrznym świecie.

 No i też dla mnie ten czas koncertów to jest taka ogromna nagroda. Po tej pracy nad płytą, która jednak – nie było tych koncertów tak dużo. Teraz właściwie co weekend będę gdzieś występować. To też są nowe spotkania, dlatego że gram koncerty także, które są dla mnie wyzwaniem. Bo nie tylko swój repertuar śpiewam. Już tutaj wcześniej, zanim zaczęliśmy nagrywać, wspominałam ci, że biorę udział w takim koncercie „Wodecki Twist” na Męskim Graniu. Tam będę śpiewać dwie piosenki Wodeckiego, więc strasznie się cieszę z tego. Zresztą w niezwykłych aranżacjach, z bardzo dużym zespołem. Już jestem po takich pierwszych próbach i naprawdę „Chałupy welcome to” nie mogą mi wyjść z głowy. A oprócz tego będę śpiewać także na takim dużym koncercie na Wiankach dwie piosenki Kory. Jedną w duecie. Duet to jest kolejne wyzwanie. No i oczywiście spotkanie z twórczością Kory. Korę gdzieś w sobie noszę, więc też się bardzo z tego cieszę. Cały koncert Babie Lato, czyli taki cykl koncertów, gdzie jesteśmy w pięć wokalistek i śpiewamy oprócz swoich piosenek też naszą wspólną piosenkę, która ma tytuł „Cudowne lata”. I też np. cover piosenki „Venus” Bananarama. A ja śpiewam Madonny „Material girl”, więc to też jest wyzwanie. No, dużo takich wyzwań. Oprócz tego moje koncerty oczywiście w takim letnim wydaniu, w takiej letniej energetycznej pigułce. I w międzyczasie czuję, że zacznę… Bo ja zawsze mam za sobą notes i zawsze zapisuję myśli i słowa. I przyjdzie ten moment, kiedy mi się otworzy coś w głowie. Czekam na niego już. Czuję, że to już niedługo. [śmiech]

Robert: Znajdziesz czas na to wszystko? To lato wydaje się być takie wypełnione po brzegi.

Bovska: Tak, znajdę, oczywiście. Nawet znajdę czas, by pojechać nad Bałtyk do Kuźnicy, gdzie jeżdżę co roku i tam spędzić chwilę na plaży. Taki jest plan. Ale będzie rzeczywiście intensywnie. Potem jesienią też planujemy już koncerty. Już mamy kilka dat ogłoszonych, natomiast będzie tam ich jeszcze kilka więcej. Tak że cieszę się. Ta płyta jest dla mnie bardzo ważna, bo powstała po trochę dłuższej przerwie niż wcześniejsze albumy. Nagrałam ją z innym producentem. No i też przez to, że ja przeszłam jakąś wewnętrzną przemianę, to też wydaje mi się, że ta płyta jest taką cezurą, jest czymś trochę innym. Czuję się trochę, jakbym wróciła do korzeni. Jest bardziej gitarowa.

Robert: Ja jestem z tej szkoły, która strasznie nie lubi pytać autorów, co autor miał na myśli i o czym jest ta piosenka, o czym jest ta piosenka itd. Ale za to zawsze bardzo mnie frapuje taki osąd ogólny, z lotu ptaka. Co byś chciała, żeby ludzie pamiętali z tej płyty?

Bovska: Jeśli okazuje się, że płyta czy piosenka zostaje z człowiekiem na dłużej i jest w jakiś sposób ważna, bo np. określa jakiś wycinek czasu z życia czyjegoś i jakiś wydarzenia kojarzą się z piosenką, to jest zawsze największa nagroda. Bo to znaczy, że ta piosenka naprawdę towarzyszyła komuś przez jakiś moment w życiu. I tylko w ten sposób o tym myślę. Nigdy się nie zastanawiam, co się wydarzy z moimi piosenkami. Bardziej staram się po prostu być w jakiejś prawdzie względem siebie, bo wtedy wiem, że w tej piosence ta prawda zostanie zapisana. Nigdy nie myślę, co ludzie sobie o niej pomyślą. To przychodzi dopiero później. Czasem nawet taki strach przed tym. „O Boże, o Boże, to teraz wychodzi, już nie jest tylko moje”. Bo właśnie tak jest, że jak piosenka już wychodzi w świat, to ona przestaje być moja. Ona już po prostu jest wspólnym jakimś dobrem i żyje zupełnie własnym życiem. Jest jakimś osobnym bytem. Jest też zapisem momentów w moim życiu i to są nawet takie momenty, które nie są zapisane w tym tekście, tylko one po prostu mi też kojarzą się z jakimiś przeżyciami itd. To są już takie bardzo osobiste rzeczy. I to jest dla mnie fajne, że tylko ja to wiem. 

A z drugiej strony, no tak, jest „Wielka cisza”. Ta piosenka, która jest bardzo ważna na tej płycie. Ona opowiada – sama piosenka nie, ale teledysk, który jej towarzyszy, mówi o dużych emocjach związanych z poczuciem braku. Braku macierzyństwa, takiego spełnionego macierzyństwa. O niepłodności. To jest jakiś taki ważny przekaz, ważny społecznie przekaz, który gdzieś wraz z reżyserką tego teledysku zawarłyśmy. Która bardzo naznaczyła tę piosenkę. Stała się takim, można powiedzieć, swoistym manifestem ludzi, którzy z tą niepłodnością się borykają. A takich ludzi w Polsce jest 1,5 miliona. Jest to temat tabu w naszym społeczeństwie i wydaje mi się, że… Mam nadzieję, że to jest ważny głos dla tych osób, które tak jak ja zmagają się z tym problemem. Dla mnie też osobiście to jest bardzo uwalniające, że ja o tym powiedziałam, że potem o tym rozmawiałam. I to daje mi pewien rodzaj wolności, bo wydaje mi się, że trudno się żyje z tajemnicą. Jak się tej tajemnicy nie ma, to po prostu się lżej żyje. I inaczej się potem spotyka z drugim człowiekiem, który np. słuchał tej piosenki i obejrzał ten teledysk. On coś może dla niego znaczyć lub nie, ale tak jakby… Mam takie poczucie czasem, że teraz ludzie inaczej na mnie patrzą, bo jakby bardziej mnie znają i ja nie muszę niczego przed nimi ukrywać. To jest dla mnie jakieś takie uwalniające. 

Bardzo cieszę się, że o tym powiedziałam. Choć na początku się bałam, oczywiście. Miałam w sobie takie obawy, co się wydarzy. Że może spotkam się z jakimiś nieprzyjemnościami. Bo w Polsce jednak jest mnóstwo ludzi, którzy uważają, że in vitro jest metodą, nie wiem, grzeszną albo nieodpowiednią i niezgodną z zasadami jakimiś. A ja tutaj opowiadam się totalnie po stronie tego, że to jest metoda leczenia, która powinna być dostępna dla ludzi, którzy się borykają z tematem niepłodności, tak jak każda inna metoda leczenia w kontekście innych chorób. Na szczęście coraz więcej się w Polsce też na ten temat zaczyna mówić. Samo ostatnio miałam okazję przeczytać jeszcze przedpremierowo książkę na ten temat, którą napisała bardzo fajna pani psycholog. W pewnym sensie też zaczęłam poznawać ludzi, którzy wokół tego tematu próbują wykonywać jakąś społeczną pracę, zaangażowaną, która sprawi, że… To się przyczyni do większej wiedzy na ten temat. Bo wiadomo, im większa świadomość, tym mniejszy lęk i większa akceptacja. A potrzebna jest większa akceptacja dla leczenia in vitro. I zrozumienie tego, że to naprawdę nie jest widzimisię ludzi, tylko to jest już metoda ostateczna, która nie jest niczym przyjemnym. Tak jak każde leczenie wiąże się ze skutkami ubocznymi, z długotrwałym czasem cierpieniem, jakimś takim zawieszeniem w życiu. I z pewną taką drogą, której po prostu nie widać, z którą się człowiek zmaga. Wydaje mi się, że to jest ważne, żeby uwrażliwiać ludzi na takie tematy.

Robert: Powiem ci tak zupełnie szczerze, że ciary mam, jak opowiadasz tak wprost. Gdzieś tam domyślałem to przesłanie, chociaż teledysku nie widziałem. Jeszcze kiedyś zobaczę, jeszcze na razie nie widziałem. Ale zdecydowanie…

Bovska: Zrobię transkrypcję teledysku, filmu. No bo właśnie to jest film, który opowiada obrazem, ale nie ma tam dialogu, więc – właśnie.

Robert: To kiedyś się jeszcze umówimy. Może w razie czego go nagramy, a może wrzucimy do nas na Rock’AD’Rolla, żeby ten teledysk był też opowiedziany. Magda, bardzo ci dziękuję. Bardzo ci dziękuję. Było emocjonalnie oczywiście, bo wiedziałem, że tak będzie.

Bovska: To ja tobie dziękuję i zapraszam na koncerty.

[outro – muzyka rockowa]

Studio Rock’AD’Roll. Podcasty o muzyce bez barier.