„STUDIO ROCK’AD’ROLL – Podcasty o muzyce bez barier” to podcasty nagrane w ramach projektu ROCK’AD’ROLL realizowanego przez Fundację Kultury bez Barier. W cyklu rozmów odnajdziecie wątki dotyczące udostępniania muzyki osobom g/Głuchym i niewidomym. Będziemy mówić o potrzebach tych grup, jak i ich doświadczeniach. Rozmowy prowadzi Roberto Więckowski – Wiceprezes FKBB i wielki fan muzyki.
W trzynastym odcinku Roberto rozmawia z Anną Rusowicz – wokalistką, laureatką czterech Fryderyków. W tym roku ukazała się najnowsza płyta artystki pt. „Dziewczyna Słońca”. W edycji Rock’AD’Rolla 2024 Anna Rusowicz wystąpiła na dostępnym koncercie w Centrum Promocji Kultury Praga Południe w Warszawie. Artystce towarzyszył zespół w składzie: Andrzej Gondek – gitara akustyczna i Bartosz Łęczycki – harmonijka.
Zapraszamy do słuchania!
Link do podcastu: SŁUCHAJ!
TRANSKRYPCJA ODCINKA NUMER 13
[intro – muzyka rockowa]
Robert Więckowski: Ania, dostałaś od nas konkretną propozycję – zagrajmy dostępny koncert. Co sobie wtedy pomyślałaś?
O rety! Ale będzie roboty! Co to za niewiarygodna sytuacja! Czy też: spoko, to zupełnie naturalne.
Anna Rusowicz:
Wydaje mi się, że moja muzyka ma trochę taki metafizyczny przekaz.
Tu niekoniecznie chodzi o to, że mamy nastawić się na słuchanie uszami czy zobaczenie sukienek, jakiegoś entertainment’u. Zawsze to powtarzam, że najcenniejszą rzeczą, która może nas spotkać, to spotkanie się z drugim człowiekiem.
Wyobraź sobie, że bylibyśmy sami na jakiejś
bezludnej wyspie, nie moglibyśmy się do nikogo odezwać, to byłyby największe katusze. Już sama obecność innych ludzi, którzy chcą tworzyć tę wspólnotę, powoduje, że czujemy się dobrze i wydaje mi się, że to ma największą wartość.
RW: Jesteśmy po próbie, wy jako zespół, Ty z Bartoszem i Andrzejem tworzycie fantastyczną grupę, a jeszcze byli tłumacze, którzy się zmieniali. Jest ta dobra energia, o której mówisz na scenie, czułaś ją podczas próby?
AR: Bardzo…To jest też taki specyficzny koncert, bo normalnie, w sezonie letnim, gramy w pełnym składzie, jest głośno na scenie.
Jest to sezon plenerowy, dlatego te dźwięki, te gitary, marshalle [głośniki], to ma inny zupełnie wymiar. Natomiast tutaj skupiamy się, tu jest więcej ciszy, Cisza też jest muzyką i tak jak liście spadają z drzew, tak my czasami, żeby dojść do tej prawdy, tej muzycznej prawdy, musimy to po prostu troszeczkę odchudzić. I tu jest nastawienie na skupienie się na samej obecności. Tak jak idziemy do miejsc świętych czy do kościoła, czy udajemy się w Bieszczady, chłoniemy. Staramy się być w tym, być częścią tego i tutaj ten koncert, być może właśnie będę zachęcała, żeby po prostu czuć.
Bardziej niż skupiać się konkretnie na tym, żeby te nasze 5 zmysłów podstawowych odpoczęło od nas.
RW: To takie bardziej bez barier niż to, co my proponujemy na co dzień. Tak mi się wydaje i tak jak ciebie słucham.
AR: Myślę, że poszłam dalej. Jestem trochę taką czarownicą. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że czasami można patrzeć, a niekoniecznie można patrzeć i nie zobaczyć. Można słyszeć i nie usłyszeć drugiego człowieka. Mamy to na co dzień, kiedy jesteśmy w rodzinach, w związkach i nie słyszymy siebie nawzajem i własnych potrzeb. My siebie nie widzimy. Wydaje mi się, że to jest największa choroba tych czasów.
RW: A miało być tak zupełnie zwyczajnie o tłumaczeniu, o pętli, o audiodeskrypcji, a ja wrócę do tego.
Tak, żeby ciebie zobaczyć, nawet jeżeli ktoś nie będzie mógł ciebie zobaczyć na próbie mi to zostało podpowiedziane – byłaś w dzwonach. No dla mnie w ogóle objawienie, jak straszne fajne.
Na scenie podczas koncertu. Skoro ma być troszkę ciszej, ma być troszkę inaczej. Ma być obecność. Przybraliście jakieś specjalne stroje?
AR: Ja Jestem jesieniarą. A propos tych dzwonów, ktoś kiedyś się mnie zapytał, dlaczego noszę dzwony?
Ja mówię, słuchaj, noszę dzwony, bo jak na każdej porządnej dzwonnicy, dzwony sygnalizują to, że nadchodzę.
RW: Spoglądałaś na tłumaczy podczas próby?
AR: Tak.
RW: No i jak?
AR: Myślę, że jest to dla mnie fascynujące.
Poznać to, od tej strony osób w których życiu jest to na co dzień. Wydaje mi się, że też szeroko pojęta empatia pozwala nam na to, żebyśmy mogli chociaż przez ten czas koncertu wczuć się w rolę osób, które mogą mierzyć się z tym na co dzień. Nam się wydaje to niewyobrażalne, natomiast wśród moich znajomych mam bliskie osoby, które tracą słuch. Są to wybitni muzycy, którzy w
90% nie słyszą. Są to zawodowi muzycy i ja im w tym towarzyszę. Sama nie raz się zastanawiam, co to by było, gdybym nie mogła słyszeć, nie mogła śpiewać.
Wydaje mi się, że dopiero doceniamy to, co tracimy, to tak, jesteśmy skonstruowani jako ludzie, ale jest jeszcze taki zmysł na którym się na co dzień nie skupiamy i to jest nasze serce. Postrzeganie świata z perspektywy naszego serca pozwala nam na to, tak jak patrzymy z miłością na świat, na ludzi. To nasze życie zupełnie inaczej wygląda. Jeżeli nie będziemy patrzyli na świat z poziomu naszego serca, tego zmysłu, będziemy patrzyli na świat z rozgoryczeniem, nienawiścią.
wówczas ten nasz świat będzie tym przepełniony.
Wydaje mi się, że ten zmysł serca jest jak najbardziej w dzisiejszych czasach ważny, kiedy te pozostałe zmysły mogą na pokazać nieprawdę. Mogą nas zawieść, bo przecież manipulacja to wszystko jest dookoła nas.
RW: Niesiesz słońce w sercu?
AR: Nie… Jestem dziewczyną słońca, niosę słońce. Mówi się, że po każdej burzy wschodzi słońce, światło…
Niesienie swojego wewnętrznego światła jest największą misją. Realizacja własnego potencjału to jest właśnie ten potencjał, to to światło, które niesiemy przez nasze życie. Zmarnowanie tego światła jest największym zaniechaniem, grzechem, jaki możemy popełnić, tutaj, na ziemi, mianowicie nie poznać siebie samego.
RW: Stresujesz się przed dzisiejszym koncertem na próbie? Wyglądałaś tak, jakbyś nic innego nie robiła, tylko przeprowadzała takie próby, a za chwilę grała takie koncerty.
AR: Ja się nie stresuję, bo w momencie, kiedy wiesz, co robisz nie musisz się stresować, dlatego, że masz poczucie, że wiesz, po co jesteś, masz poczucie misyjności.
Ludzie, którzy przychodzą na mój koncert, przecież przychodzą nie po to, żeby mnie nie lubić albo szydzić ze mnie, tylko przychodzą tutaj, żeby mnie posłuchać, czyli mają dobre intencje. Nie mam absolutnie podstawy do tego, żeby jakoś się stresować i czuć się w tym wszystkim źle. Dlatego zawsze warto zadbać właśnie o własny komfort. Ale najpierw zacznijmy od tego wewnętrznego komfortu. Jeżeli my sami ze sobą się źle czujemy, to my z drugim człowiekiem nie poczujemy się lepiej.
RW: Jeszcze jedno pytanie przyszło do głowy naprawdę już ostatnie. Te piosenki w takiej aranżacji bardziej nie lubisz, niż takie letnie, głośne czy jedno i drugie tak samo?
AR: Moja muzyka to trochę „Cztery pory roku”, jak u Vivaldiego, każda pora roku ma swoją charakterystykę i niesie za sobą coś przyjemnego. Latem są to koncerty plenerowe, jest w nich dużo słońca. Uwielbiam grać koncerty, właśnie nie te nocne, tylko te w ciągu dnia.
Jesienią gramy bardziej takie nastrojowe koncerty akustyczne. Zimą – pastorałki, wiosną powoli zaczyna się znowu przygotowanie do sezonu letniego, więc
każda pora roku niesie ze sobą jakiś klimat i
ja to wykorzystuję. Jestem osobą, która dość szybko się nudzi, więc nie umiałabym nie kombinować ze swoim repertuarem.